Siódma trzydzieści. Nigdy nie lubiła wcześnie wstawać. Jej nowych współlokatorek już nie było. Powoli podniosła się z łóżka, włożyła szkolne szaty, spakowała torbę. Zeszła po schodach. W Pokoju Wspólnym też nikogo nie zastała. Wyszła na korytarz. Wczoraj wydawał się wyglądać gorzej... Szła dalej. Może to tylko sen? Pewnie wszyscy byli już na śniadaniu. Zatrzymała się przed Wielką Salą.
Pierwszy dzień. Uspokoiła się.
Pierwszy dzień. Uspokoiła się.
W środku panował gwar, uczniowie rozmawiali, wymieniali się swoimi wrażeniami z wakacji. Omiotła wzrokiem całe pomieszczenie. Dzisiaj już nikt na nią nie patrzył. Uśmiechnęła się i podeszła do innych Ślizgonów.
Nagle brunetka z którą rozmawiała w łodzi wstała od stołu obok i podbiegła do niej.
- Cześć - zaatakowała ją. - Nawet ci się wczoraj nie przedstawiłam! Jestem Gabrielle Longpré
i jestem z Gryffindoru, a ty? Jak ci się tu podoba?
Eve powstrzymała nerwowe westchnięcie.
- Cześć. Jestem Eve Parkin. Jak widzisz - jestem ze Slytherinu - Gabrielle najwyraźniej nie przejęła się poirytowaniem w jej głosie.
- Podobno Gryfoni i Ślizgoni to najwięksi wrogowie! - wrzasnęła z miną odkrywcy. - Nie sądzisz, że to dziwne? Przecież ja cię lubię!
- Taa... - Stwierdziła Eve znad pucharka z sokiem pomarańczowym. To normalne, że lubią ją ludzie, których nie zna, prawda?
Jej nowo poznana znajoma obróciła się i odbiegła.
- Co to było? - Ian znów wydawał się być rozbawiony. Dopiero teraz zauważyła, że siedział tak blisko. Zarumieniła się lekko. - Znasz tę dziewczynkę?
- Przyjaźń na wieki. Raz z nią rozmawiałam - nerwowo zaśmiała się Ślizgonka. "Tak jak z tobą."
- Co masz pierwsze?
- Transmutację.
Uśmiech na twarzy chłopaka.
- Co to było? - Ian znów wydawał się być rozbawiony. Dopiero teraz zauważyła, że siedział tak blisko. Zarumieniła się lekko. - Znasz tę dziewczynkę?
- Przyjaźń na wieki. Raz z nią rozmawiałam - nerwowo zaśmiała się Ślizgonka. "Tak jak z tobą."
- Co masz pierwsze?
- Transmutację.
Uśmiech na twarzy chłopaka.
Nic nie odpowiedział. Spojrzał na zegarek, który miał na ręce, złapał torbę, krzyknął na kogoś na drugim końcu stołu. Wyszedł.
Eve szybko dokończyła jedzenie i postanowiła poszukać właściwej klasy. Zamek był ogromny.
Eve szybko dokończyła jedzenie i postanowiła poszukać właściwej klasy. Zamek był ogromny.
Po kilku minutach musiała przyznać, że kompletnie się zgubiła. Każdy korytarz wyglądał podobnie.
Po kilkunastu minutach zaczęła panikować. Starała się być samodzielna i odnaleźć drogę bez niczyjej pomocy, ale rezultat okazał się tragiczny.
Było już po dzwonku. Wszyscy uczniowie siedzieli w klasach, a ona nie. Miała ochotę położyć się tam, gdzie stała i zacząć płakać nad własną głupotą. Mimo to zacisnęła zęby i szła dalej nie tracąc nadziei na spotkanie jakiejś żywej (lub martwej) duszy.
Poszła prosto, skręciła w lewo, zeszła po schodach, znów w lewo. Prawie krzyknęła, gdy zorientowała się, że stos czarnego materiału leżący pod najbliższym oknem to człowiek. Siedział skulony, a brudne, ciemne włosy zasłaniały mu twarz. Chyba coś czytał.
-Przepraszamwieszmożejakdotrzećdoklasytransmutacji? - wyrzuciła z siebie Eve. Po chwili milczenia postać niechętnie podniosła wzrok znad książki.
Chłopak. Wychudzony, blady, z wielkim, haczykowatym nosem.
- Tam - wskazał ruchem głowy kierunek. - Pierwsza po prawej za gobelinem.
Zestresowana pietwszoklasistka pomknęła we wskazaną stronę zapominając o podziękowaniu.
Dzięki wskazówce nieznajomego odnalazła klasę.
- Dzień dobry, panno Parkin. Wszystko w porządku? - Nauczycielka transmutacji była opiekunką Gryffindoru. Podobno Gryfoni i Ślizgoni to najwięksi wrogowie!
Zdecydowała nie odpowiadać na zadane pytanie.
- Spóźniłaś się pół godziny! Zdajesz sobie z tego sprawę? Masz jakieś wytłumaczenie?
- Przepraszam. Zgubiłam się.
- Dlaczego więc cała grupa - spojrzała wymownie na siedzących w ławkach uczniów - jakoś tu trafiła? Może przydałaby ci się mapa?
Eve wciąż stała w drzwiach i czuła się coraz gorzej. Nie umiała poradzić sobie nawet z czymś tak prostym, jak zignorowanie dumy i zapytanie kogoś o drogę, zanim stanie się to ostatnią deską ratunku.
- Słyszysz mnie, panno Parkin?
- Tak, pani profesor.
- Skoro tak, to usiądź wreszcie!
Ignorując podskakującą i wskazującą jej miejsce Gabrielle, Ślizgonka wybrała ławkę w kącie.
Jej uwagę przyciągnęły wyryte na blacie podpisy. Oprócz mnostwa imion i dat doszukała się też kilku pseudonimów. Uśmiechnęła się na myśl, o kreatywności starszych uczniów. Makowy Mike. Caryca Karp. Książę Półkrwi.
O taaaakkk, Książę Półkrwi, jest, haaaa, wiedziałam! Dzięki za niego <3
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemny, czytało się szybko, no ale krótki, więc smuteczek :(
Bohaterka może mieć "pazurki" i jeszcze pokaże swoje "ja" :D No jestem ciekawa, co będzie dalej :D
Pozdrawiam!
pysiame
PS. Tak jak prosiłaś, informuje o rozdziale na snapegrangerswim.blox.pl